Należę do takiego typu turystów, którzy bardzo lubią zwiedzać i to nawet – teraz już podobno niemodne – miejsca „must-see”. Ten wyjazd był pod tym względem wyjątkowy – nie zwiedzałam, bo nie miałam na to czasu… Skupiłam się na pracowaniu, czytaniu, konsultowaniu, robieniu zakupów i… jedzeniu 😉 O dwóch ostatnich czynnościach dowiecie się więcej z następnych wpisów, a na dzisiaj zaplanowałam krótką wycieczkę po „Fatihu” – dzielnicy Stambułu, która najbardziej przyciąga turystów, szczególnie fanów starego, dobrego Wspaniałego Stulecia czy nowszej produkcji Netflixa – Muhafıza (którym zresztą obklejona była większość budynków na Beyoğlu…).
Fatih – Spacer po Placu Bajazyda (Beyazıt Meydanı)
random fact 1: nazwa dzielnicy Fatih (dosł. zdobywca) pochodzi od przydomka sułtana Mehmeda II Zdobywcy (1432-1481), który wsławił się zdobyciem Konstantynopola w 1453 roku.
random fact 2: jeśli nie chce Wam się chodzić to wszystkie najważniejsze zabytki dzielnicy Fatih możecie zobaczyć jadąc tramwajem T1, co widać nawet z listy nazw przystanków. Ponieważ ostatnio pokonywałam tą trasę codziennie – nią właśnie posłużę się w najbliższych odcinkach wycieczek po Stambule.
Jedziemy T1 z Bağcılar w stronę Kabataş, jesteśmy za połową drogi i oto ukazują się zabytki Fatihu:
1. Przystanek Beyazıt-Kapalıçarşı:
Wysiadacie na Placu Bajazyda (Beyazıt Meydanı), którego nazwa oficjalna to Hürriyet Meydanı – Plac Wolności. W czasach bizantyńskich znajdowało się tu Forum Teodozjusza (którego resztki podziwiać można w okolicy kawiarni Karafırın, po drugiej stronie torów tramwajowych; uwaga! Türk kahvesi za 15 lira!!! rozumiem, że ceny od 2013 roku bardzo wzrosły i że podają wodę, lemoniadę i lokum, ale to jest standardowa procedura… 15 lira?!), Osmanowie wybudowali tu natomiast w XIX wieku okazałą siedzibę Ministerstwa Wojny ze słynną wieżą obserwacyjną. Teraz oglądać je można jako: bramę na teren kampusu Uniwersytetu Stambulskiego oraz Wieżę Bajazyta. Na teren kampusu niestety nie można wejść „z ulicy”, bez upoważnienia.
Po prawej od bramy zobaczyć można Meczet Bajazyda, jeden z pierwszych sułtańskich meczetów Stambułu (sułtan Bajazyd II, 1447-1512). Minąwszy go, idąc dalej w tym samym kierunku, dojdziecie do wejścia na słynny „Grand Bazaar”, po turecku po prostu „kryty bazar” (Kapalı Çarşı).
Dla mnie Wielki Bazar to straszne miejsce – głośne i pełne ludzi, nie moje klimaty. Ale można tam znaleźć przyjemną, starą kawiarnię (tu już kawa za 5 lir). Przy odrobinie szczęścia, jeśli uda Wam się a) przebić przez tłum sprzedawców wołających do Was po rosyjsku (bo teraz już nawet nie po polsku… podobno coraz mniej Polaków przyjeżdża „na handel” 😉 ) oraz b) nie zgubicie się i traficie na to wyjście, którym zaplanowaliście się wydostać z labiryntu sklepików, to wyjdziecie w pobliżu okazałego, pięknego Meczetu Sulejmana (Süleymaniye Camii). Stamtąd, nieco klucząc, możecie dojść do Mısır Çarşısı (Bazar Egipski) oraz na przystań Eminönü, zamiast wsiadać w statek możecie przejść się Mostem Galata pod wieżę Galata, itd…
Ale trochę zboczyłam z planowanej trasy. Zamiast iść na Wielki Bazar wróćmy więc do tramwaju. Kiedy wsiądziemy z powrotem, nadal w kierunku Kabataş, będziemy jechać ulicą, którą poruszali się wezyrowie i sułtanowie!
To tzw. Divanyolu.
Tutaj, rozglądając się przez okna, co chwilę zobaczycie meczet, medresę (szkoła koraniczna) lub türbe (mauzoleum) imienia kogoś ważnego 😉
Jadąc tą właśnie ulicą, mijając przystanki Çemberlitaş – Sultanahmet – Gülhane (których okolice będziemy zwiedzać w przyszłym tygodniu), zauważyłam największą różnicę między pobytem w 2019 i 2013 roku:
Nie wiem czy wiecie, ale obecnie najliczniejszą grupą turystów odwiedzających Stambuł są bogaci mieszkańcy Półwyspu Arabskiego. Na Fatihu bardzo to widać – kiedyś napisy zachęcające do zakupów lub zjedzenia obiadu migały w języku angielskim i rosyjskim, teraz częściej zobaczymy arabski. Spacerując po Divanyolu i okolicznych placach miniemy wiele kobiet, które noszą nie hidżab, ale burkę czy nikab – czarną tkaninę, pokrywającą całe ciało i twarz. Myślę, że ten właśnie widok powoduje obecnie w „zachodnich” turystach mylne wrażenie, że Turcja staje się bardziej podobna do krajów arabskich. Tak nie jest, Turcja to nie jest kraj arabski i trzeba o tym pamiętać. Jednocześnie przyznaję, że kiedy byłam jedyną kobietą „bez chusty” spacerującą po dziedzińcu Süleymaniye poczułam się dość niezręcznie, czego nigdy wcześniej w Turcji nie doświadczyłam. Ale wszyscy zgodnie stwierdzili, że „to tylko Fatih…” 😉
Cdn…